1928 O dwóch takich, co ukradli księżyc – na jej podstawie nakręcono film fabularny i serial animowany; 1929 Listy zebrane; 1930 Przyjaciel wesołego diabła – na jej podstawie nakręcono dwa filmy i serial; 1932 Panna z mokrą głową – na jej podstawie nakręcono film i serial telewizyjny; 1933 Skrzydlaty chłopiec; 1933 Mały chłopiec
839 views, 27 likes, 7 loves, 2 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Dla Dwóch Takich Co Ukradli Serce: Są rzeczy które nigdy się nie znudzą. 839 views, 27 likes, 7 loves, 2 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Dla Dwóch Takich Co Ukradli Serce: Są rzeczy które nigdy się nie znudzą. (Filmik - Duży w ogrodzie z
O dwóch takich, co ukradli księżyc (powieść) i Kornel Makuszyński · Zobacz więcej » Leonard Andrzejewski Grobowiec Leonarda Andrzejewskiego na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie Leonard Henryk Andrzejewski (ur. 1 marca 1924 w Warszawie, zm. 18 października 1997 tamże) – polski aktor filmowy, teatralny i telewizyjny; także asystent
Z pazurem, ale wierszem. Efektowny plastycznie i muzycznie, tekstowo - nudny jak flaki z olejem. Nowy spektakl Teatru Lalek Arlekin, 'O dwóch takich, co ukradli księżyc', trochę rozczarowuje. Potraktujmy go jako przystawkę na zaostrzenie apetytu przed kolejnymi tytułami, którym patronuje nowy dyrektor Wojciech Brawer.
Listen to O dwóch takich, co ukradli księżyc by Lady Pank on Deezer. Dwuosobowa banda, Siedmioramienna tęcza, Matka
Mieczysława Taraszkiewicz. Montaż. Krystyna Batory. Wytwórnia. Zespół Filmowy „Syrena”. Dystrybucja. Centrala Wynajmu Filmów. Cytaty w Wikicytatach. O dwóch takich, co ukradli księżyc – polski film przygodowy dla dzieci i młodzieży z 1962 roku w reżyserii Jana Batorego na podstawie powieści Kornela Makuszyńskiego pod tym
w6qFgSj. Dramat Jarosława Kaczyńskiego. Brali go za dziewczynkę! 12 listopada 1962 r. odbyła się premiera filmu „O dwóch takich, co ukradli księżyc”, adaptacji znanej powieści fantastycznej Kornela Makuszyńskiego. Obraz był kinowym przebojem, a z odtwarzających główne role Jacka i Placka braci Kaczyńskich zrobił gwiazdy, za którymi rówieśnicy nie przepadali na podwórku, bo zazdrościli im się sławy. Jarosław Kaczyński długo się bał, że ten film to szczyt jego dorobku życiowego, że już więcej w życiu nie zdziała... Zdradził też, że do roli bracia musieli nosić długie włosy i przez to brano ich... za dziewczynki! „Kiedyś na strzelnicy w Łodzi jeden chłopiec wyśmiewał innego, że nie wyciska na siłomierzu więcej niż dziewczyna – czyli ja” - wspominał w wywiadzie-rzece „O dwóch takich... Alfabet braci Kaczyńskich”. Z kolei Lech Kaczyński, co może zaskakiwać, właśnie za sprawą tego filmu postanowił zostać politykiem!
Witold Wiśniewski - Andrychowianin, Małopolanin, Kosmopolak. Zawsze mu mało, zawsze chce więcej i zawsze wpada przez to w kłopoty. Strona internetowa: W ostatnim dniu maja, zapraszamy na potańcówkę mazurkowo-oberkową, która rozgrzeje Wasze serca i pokrzepi ciała. Tego wieczoru wszystko będzie się działo z myślą o dwóch niepełnosprawnych Wojtkach. Gdzie? W krakowskim klubie Kolanko no. 6. Pod naszym patronatem. Udostępnij Mama Wojtków, Anna Paruch opowiada: „Jestem mamą dwóch już dorosłych Wojtków. Obaj są niepełnosprawni intelektualnie, starszy z autyzmem i niepełnosprawnością w stopniu znacznym, młodszy z zespołem Downa i niepełnosprawnością w stopniu głębokim. Od 1999 roku staliśmy się rodziną. Znamy się jednak o wiele dłużej. Chłopców poznałam w Domu Pomocy Społecznej dla osób niepełnosprawnych intelektualnie w Krakowie. Tam zaczęła się nasza przyjaźń, która z czasem przerodziła się w miłość. Starszy Wojtek był dzieckiem zamkniętym i agresywnym, ale w jego oczach było coś, co zmieniło cały mój świat. Dom Pomocy Społecznej nigdy dla nikogo nie będzie prawdziwym DOMEM. To zawsze będzie instytucja. Chciałam, choć na miarę swoich możliwości coś zmienić. Zapragnęłam dać Wojtkom dom. Dać im poczucie bezpieczeństwa miłości i możliwość osiągnięcia wszystkiego, co jest dla nich dostępne w rozwoju. Teraz widzę, jakie to było ważne, jak wiele zmieniło się od tamtego czasu. Chłopcy, a właściwie młodzi mężczyźni, są dziś zupełnie inni. Patrząc w przeszłość samej trudno mi uwierzyć, jakie zrobili postępy. Ich życie staje się pełniejsze. Cieszą się każdym dniem. Wciąż zyskują nowe umiejętności. Każdy dzień to praca, ale i radość z nawet niewielkich sukcesów. Jednak w codziennym życiu dla zapewnienia chłopcom wszystkiego, co najlepsze, tego, co sprawi ich życie pełniejszym i lepszym potrzebujemy pomocy. Dlatego szukamy ludzi, dla których nasz los stanie się ważny. Stąd inicjatywa Dla dwóch takich, co ukradli serce. Moje Serce już skradli, może skradną i Wasze?”. Do tańca zagra Kapela Świetnej Pamięci, a gośćmi specjalnymi będą dwie piękne kobiety o magnetycznych głosach: Basia (Chłopcy kontra Basia) oraz Kasia (Dikanda). Planowana jest Aukcja Rzeczy Dziwnych, które organizatorzy pozyskali po dobroci od utalentowanych przyjaciół, krewnych oraz z pewnej wiejskiej stodoły… Przy wejściu na potańcówkę każdy Gość otrzyma cegiełkę specjalną w zamian za 12 złotych polskich, z których dochód, podobnie jak z pozostałych atrakcji tego wieczoru, zostanie przeznaczony na rozwój Wojtków. Koncert 31 maja 2012, godzina 20:00. Klub Kolanko No 6, ul. Józefa 17, Kraków. Wstęp/cegiełka: 12 złotych. Organizatorem koncertu jest Fundacja Magazyn Kultury. Tags: co ukradli serce, Dla dwóch takich, Kolanko No 6, Kraków
Właśnie obchodzą pięćdziesiątkę! Gdy się pokazywali w telewizorze, pustoszały podwórka. Ich przygody obejrzał miliard ludzi. W 1997 roku wygrali ogólnopolski ranking na dobranockę wszechczasów, pokonując wszystkie rysunkowe stworki Disneya. Bolek i Lolek wchodzą w wiek dojrzały, właśnie stuknęła im pięćdziesiątka. Stuknęła ona także ich rówieśnikom, którzy wychowali się na tych bajkach, podobnie jak wiele następnych pokoleń. Złóżmy Bolkowi i Lolkowi w prezencie ten tekst o ich rysunkowym losie, dopisując kilka alternatywnych scenariuszy ich życiorysu - dla hecy, ale przecie i dla strzał z kuszyRoman Nehrebecki, pierwowzór Lolka (tego mniejszego i grubszego), ma już pewnie dosyć powtarzania każdemu historii o tym, jak to się zaczęło. A zaczęło się od kuszy, którą Władysław Nehrebecki, współtwórca Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku Białej zmajstrował kiedyś swoim synom: Jankowi i Romkowi. Kusza jak to kusza - kusi. Żeby wycelować z niej na przykład w okno sąsiada. Zrobił to Janek, starszy, wyższy i chudszy. Brzdęk. Awantura. Nahrebecki zapłacił za wstawienie nowej szyby i przeprosił sąsiadów, a potem przeniósł tę przygodę na ekran, jeszcze mocniej podkreślając ołówkiem fizyczne i charakterologiczne różnice między swoimi synami. Film nosił tytuł "Kusza", a strzał z niej trafił w dziesiątkę. Historyjka, pokazywana najpierw w kinach jako dodatek przed filmami, wraz z Polską Kroniką Filmową, tak spodobała się widzom, że dokręcono 12 odcinków. Potem cykl wskoczył do telewizji i zdobył jeszcze więcej O obowiązkowo musiałem siedzieć przed telewizorem - wspomina Tomasz Ficoń, dziś rzecznik prezydenta Bielska. - A gdy czasem zdarzało mi się przegapić któryś z odcinków, to z żalu płakałem później w poduszkę. Ciut większą sympatią darzyłem Bolka, bo Lolek sprawiał wrażenie Bolek i Lolek to jeden ze znaków rozpoznawczych naszego miasta, obok popularnego malucha, czyli fiata 126p. Mają tu nawet swój pomnik - mówi prezydent miasta Jacek Krywult. - Ja byłem za stary na ten serial, bo gdy pojawił się pierwszy odcinek, już studiowałem. W akademiku był tylko jeden czarno-biały telewizor. Ale napawał mnie dumą fakt, że kreskówka powstała w moim mieście. Mówiąc o fenomenie Bolka i Lolka trzeba skupić się na tym, że - jak na tamte czasy - to była bardzo dobra animacja, większość przygód była wzięta z codziennego życia, a serial był ozdobiony znakomitą razie Bolek i Lolek nie mają jeszcze w Bielsku-Białej swojej ulicy. Ma ją za to Reksio - bajkowy piesek, który także urodził się w bielskim pierwszaA gdyby Bolka i Lolka pokazać jako tych, których życiowy czas płynął od narodzin tak jak zwyczajnym ludziom? To znaczy - mężczyzn, którym stuka właśnie magiczne 50 lat. Jak ich wmontować we współczesną Polskę? Może tak?Bolek skończył zaoczne studia z marketingu, zapisał się do rządzącej partii i robi karierę w trzech radach nadzorczych spółek skarbu państwa. Kupił sobie terenówkę Dacia Duster i buduje dom pod miastem. Ma dwójkę dzieci, które są już na studiach, oraz żonę, którą zdradza z partyjną stażystką podczas licznych wyjazdowych powiodło się gorzej. Jest starym kawalerem, który próbuje szczęścia na portalach randkowych, ale z kiepskim skutkiem. Stał się jeszcze bardziej pulchny i rozrósł się w pasie, a wrodzona poczciwość - choć raczej wypadałoby powiedzieć "wrysowana" - nie jest cechą, która pomaga w życiu. Klepie więc biedę jako wiejski nauczyciel historii, czeka na przeszczep stawu biodrowego - ma termin na 2019 - i wykłóca się z Bolkiem na fejsbuku o politykę, OFE, Smoleńsk i Okrągły 30-letniaPrzez 23 lata nakręcono ponad 150 odcinków "Bolka i Lolka" i dwa filmy pełnometrażowe, co przy dzisiejszej serialowej nadprodukcji wydaje się nieomal lenistwem. "Wielka podróż Bolka i Lolka" nakręcona w 1977 roku była pierwszym polskim pełnometrażowym filmem animowanym. Ostatnie odcinki nakręcono w 1986 1973 twórcy, bynajmniej nie pod wpływem środowisk feministycznych, wprowadzili Tolę. Pojawiła się w 30 odcinkach, ale bardziej drażniła, niż zaciekawiała. Pewnego dnia więc zniknęła. Ot, tak, jak niewygodni świadkowie w serialu o rodzinie sukces lubi mieć na ogół kilku ojców, zwłaszcza w branży filmowej, po latach doszło do długotrwałego, bo 30-letniego, skomplikowanego procesu o ojcostwo Bolka i Lolka. Procesowali się najpierw Władysław Nehrebecki z Alfredem Ledwigiem i Leszkiem Lorkiem, współautorami rysunkowego wizerunku. A potem ich spadkobiercy. W rezultacie tej kłótni zaprzestano produkcji wizerunek wykorzystywano nadal w komiksach. Córka Władysława Nehrebeckiego z drugiego małżeństwa, Marzena, z obrzydzeniem pisała trzy lata temu na swym blogu, jak odkryła kiedyś rysunki z lat 90., na których Bolkowi dorysowano na głowie modny wtedy koński ogon. Żaliła się też na jednego z żyjących braci - tego, który w bajce był fajtłapowatym Lolkiem - że nigdy nie pokazał jej umowy do praw po ich ojcu i że zbyt skąpo wydzielał jej tantiemy od bajek, a potem całkiem zerwał kontakt."Zarówno moi bracia, jak i moja mama pałali do siebie taką nienawiścią, że żadna współpraca za żadne pieniądze nie wchodziła w grę" - drugaA gdyby rysunkowych braci postarzyć tylko nieznacznie? Na czym by wtedy można oprzeć współczesny scenariusz?Bolek i Lolek kończą studia. Bolek jest informatykiem, Lolek historykiem sztuki. Bolek, bardziej awanturniczy przecież, podejmuje decyzję o wyjeździe z kraju. Ląduje na londyńskim zmywaku w hinduskiej restauracji, której właściciel - Sanjiv Coś Tam Coś Tam - dożywia chłopaka za restauracji przychodzi młoda Polka z tabletem, który się zawiesza. Sanjiv woła na pomoc Bolka. Dziewczyna okazuje się być narzeczoną właściciela firmy informatycznej, też Polaka, który wyjechał na Wyspy i w dwa lata rozkręcił tu biznes, zatrudniający 500 osób. Za dwa dni Bolek dostaje zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Za trzy miesiące przeprowadza się do lepszej tym czasie w Polsce Lolek jeździ codziennie autobusem do hipermarketu budowlanego, gdzie wyciąga miesięcznie 1,2 tys. na rękę. Pewnego dnia, cofając wózkiem widłowym, wjeżdża w piramidę puszek z farbami, co zostaje uwiecznione telefonem przez jednego z klientów. Filmik ląduje na Youtube i robi furorę, Lolek staje się gwiazdą narażenie na szwank dobrego imienia firmy zostaje wyrzucony z roboty. Idzie pracować na czarno przy budowie kolejnego marketu, lecz gdy upomina się o wypłatę, właściciel firmy bije go dotkliwie. Chłopak ląduje w szpitalu, ciągną do niego pielgrzymki reporterów; Lolek znów przeżywa swoje medialne pięć dostrzega znaki czasówZ tego, że Bolek i Lolek mają rynkowy potencjał bomby atomowej zdaje sobie sprawę wielu wydawców. Na przykład zacny krakowski "Znak", sprawca odświeżenia wizerunku Bolka i Lolka i właściciel praw do używania tego wizerunku. Zapytana przez nto Marta Konior, dyrektor wydawniczy Znak Emotikon, odpowiada tak:- Wcześniej książeczki z Bolkiem i Lolkiem walały się w koszach z tanią książką, ale nam od trzech lat udaje się windować je coraz wyżej w rankingach. Wydajemy serię "Nowe przygody Bolka i Lolka", a w tym roku daliśmy książce złotą oprawę i dopisaliśmy podtytuł: URODZINY. Na czym polega nasz sukces? Przede wszystkim zapytaliśmy dzieci, co by w tych bajkach chciały zobaczyć. Pokazywaliśmy konkretne rozwiązania, konkretne obrazki i treści, i obserwowaliśmy co taka fatyga? Bywało tak, że rodzic, powodowany ciepłym wspomnieniem młodości, kupował w księgarni książeczkę, ale potem musiał ją wstawić na półkę, bo dziecko nie chciało czytać. Dlaczego?Marta Konior: - Bolek i Lolek jadą w maluchu? Ale przecież nie ma takiego auta? Więc wsadzamy ich do współczesnej hondy. Bolek i Lolek siedzą na wersalce? A co to za dziwny mebel? Więc sadzamy ich na leżance z dostrzegać znaki czasów. Dlatego pani Marta myśli już o kolejnych badaniach, bo tamto pokolenie, które trzy lata temu zachłysnęło się nowymi przygodami Bolka i Lolka, zdążyło już podrosnąć, nauczyło się korzystać ze smartfonów, ma inną wrażliwość. Świat pędzi niczym strzała z kuszy, wypuszczona przez urwisów 50 lat to "złote wydanie" nowych przygód Bolka i Lolka uświetnili swoimi piórami tacy krakowscy autorzy jak Wojciech Bonowicz, Bronisław Maj czy Jerzy Illg, dotychczas mierzący się literacko - na przykład na łamach "Tygodnika Powszechnego" - z udręką istnienia czy dylematami trzeciaAlbo nie kombinujmy z wiekiem chłopców, niech będzie po bajkowemu - że się nie starzeją. Jak dziś mogliby zaistnieć we współczesnej Polsce? Najlepiej wystąpić w którymś z kolejna edycja programu "Mam talent". Bolek i Lolek wychodzą na scenę, poklepywani przez Marcina Prokopa i Szymona Hołownię. Występują zaraz po fakirze, bezlitośnie wyśmianym przez Agnieszkę to człowiek-orkiestra, gra na kombajnie skonstruowanym z akordeonu, perkusji i harmonijki ustnej. A Bolek do tej muzyki wygina śmiało jest zachwycone. Agustin Egurolla patrzy na Bolka zauroczony, Małgorzacie Foremniak kapią z oczu łzy wzruszenia, a Agnieszka Chylińska krzyczy na koniec występu: Zaje... (pipkanie)…ście!!!!!!!!!!!!!!!!Chłopcy ruszają w trasę koncertową po Polsce. Występują w remizach i salach kultury, a raz nawet w rezydencji pewnego lokalnego gangstera. Fotografują się też z nimi GÓRNIAK, Nowa Trybuna Opolska
Kiedyś niepełnosprawni byli przywiązywani do grzejników lub siedzieli z dziesięcioma tetrowymi pieluchami między nogami. Dziś porywają serca innych, całkowicie oddając swoje. Poznaj wspólnotę nieziemsko pięknych ludzi. Wstajemy z kanapy to nasz nowy projekt, który jest odpowiedzią na wezwanie, jakie papież Franciszek skierował do nas wszystkich w trakcie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Będziemy cyklicznie pokazywać ludzi, miejsca, wspólnoty, fundacje i organizacje charytatywne, które w przeróżny sposób pomagają wykluczonym. Będziemy pisać o przestrzeniach, w których każdy z nas będzie mógł się konkretnie zaangażować w dzieło miłosierdzia. W poniedziałkowy wieczór w kaplicy u krakowskich dominikanów odprawiana jest niezwykła msza. Gdy ktoś niewtajemniczony przechodzi obok i słyszy głośny śpiew wymieszany z wybuchami śmiechu i krzykami, może się zdziwić. Ale tak musi być. W czasie śpiewu "Panie, zmiłuj się" wszyscy, w geście żalu, całują krzyż. Gdy ktoś nie jest w stanie tego zrobić, wtedy człowiek stojący najbliżej delikatnie przykłada krzyż do twarzy tej osoby, by mogła chociaż dotknąć go policzkiem. Gdy zaczynają się czytania, towarzyszy im gest otwartej dłoni przyłożonej do ucha. To przypomnienie, że w tym momencie należy słuchać i zachować szczególną uwagę. To chyba jedyna msza, w której gesty są tak samo ważne jak Słowo. Msza święta jest bardzo ważną częścią "Łanowej" (fot. Przez cały czas jest głośno. W zwykłym kościele na mszy przeszkadza maksymalnie kilka osób - zwykle małych dzieci. W czasie tej mszy przeszkadza przynajmniej połowa obecnych i to w dodatku dorosłych. Ksiądz, któremu brakuje cierpliwości, mógłby szybko się zniechęcić. Po mszy z kaplicy wyjeżdża kilkanaście wózków inwalidzkich. Są tacy, którzy wychodzą sami. Jedni uśmiechnięci - rozmawiają, inni myślami wydają się być gdzieś indziej. Każdy z nich ma obok przyjaciela, kogoś, kto prowadzi wózek lub trzyma za rękę. To ich "ziemscy" aniołowie stróżowie - są dla nich jak ojcowie i matki, bracia i siostry - wszyscy ci, których bardzo chcieliby mieć, a nie mają. Spędzają ze sobą godzinę, szczęśliwi i pełni optymizmu. Niektórzy ani na chwilę nie przestają żartować i płatać innym figle. Wystarczy na moment się zamyślić, a ktoś na pewno to wykorzysta. W najmniej spodziewanym momencie podejdzie od tyłu i wbijając palce wskazujące w plecy na wysokości żeber krzyknie: "On ma łaskotki". Wśród tych ludzi naprawdę można zapomnieć o problemach, które zostają dosłownie "za drzwiami". I tak jest już od 25 lat. Jedno z poniedziałkowych spotkań (fot. "Dla dwóch takich Wojtków, co ukradli serce" Zaczęło się od wykładu Jeana Vaniera i rekolekcji dla rodzin i przyjaciół osób niepełnosprawnych. Założyciel wspólnoty L’Arche przyleciał do Polski, by zmienić podejście pracowników domów opieki społecznej do osób z niepełnosprawnością intelektualną. Aby jednak mogło się to stać, konieczne było zorganizowanie grup wolontariuszy, którzy zastąpiliby pracowników DPS-ów w czasie ich spotkania z kanadyjskim działaczem. Wśród nich była Anna Paruch, młoda dziewczyna, która trafiła do krakowskiego DPS-u przy ulicy Łanowej. To, co tam zastała, przytłaczało. - W latach dziewięćdziesiątych widok ludzi przywiązanych do grzejników lub siedzących z dziesięcioma tetrowymi pieluchami między nogami był częścią DPS-owej codzienności - wyznaje. Dlatego na początku nie chciała tam wracać - widok, jaki zobaczyła w środku, i zapach unoszący się w powietrzu nie były niczym przyjemnym. Ale poczucie, że jest tam potrzebna, zwyciężyło nad pokusą odpuszczenia sobie. Ania dzięki wizytom w domu przy Łanowej poznała zamkniętego w sobie chłopca. Nie potrafił bawić się z innymi dziećmi, nie mówił, a jednym pokarmem, jaki przyjmował, były zmielone papki. Miał na imię Wojtek. W głowie Ani szybko zrodził się pomysł, by zabrać go do domu na Boże Narodzenie. Zrealizowała swój pomysł, mimo że wiele osób próbowało jej wybić go z głowy. Wojtek był przecież "wyjątkowo trudnym chłopcem", miał autyzm i był agresywny. Wojtek pomimo autyzmu szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu. Gdy nadeszła pora powrotu na Łanową, nie chciał tam wracać; nie mógł pogodzić się z kontrastem między domem Ani a rzeczywistością DPS-u. Rozstanie było jedną z najgorszych rzeczy zarówno dla niego, jak i dla Ani. Oboje siedzieli w osobnych pomieszczeniach, płacząc i mając nadzieję, że cierpienie związane z rozstaniem szybko się skończy. Ania postanowiła zapraszać chłopca do domu coraz częściej. Aby nie był sam, zabierała również kilku jego kolegów. Jak sama przyznaje, z jej domu zrobił się "mały hotel". Niestety, Wojtek wciąż nie mówił, przez co nie potrafił się przebić i zawsze był "z boku". Ania wpadła więc na pomysł, by zabierać ze sobą kogoś młodszego od niego, angażując go w ten sposób w pomoc przy opiece nad młodszym chłopcem. I tak starszy Wojtek poznał swojego młodszego brata - też Wojtka; dwaj chłopcy stali się stałymi bywalcami u Ani. Ania ze "starszym" Wojtkiem... (fot. ...oraz mąż Ani - Krzysiek z "młodszym" Wojtkiem (fot. DPS nigdy nie będzie prawdziwym domem Ania wiedziała, że domy opieki społecznej nie są w stanie zapewnić swoim wychowankom odpowiednich warunków rozwoju. Pracujący na etacie opiekunowie, mimo najlepszych chęci, nigdy nie będą rodzicami i nie stworzą więzi, które są w rodzinie. To wspólnota tworzy rodzinę, a jedną z jej ról jest przygotowanie dzieci do przyjęcia sakramentów. Nic dziwnego, że w głowach wolontariuszy pracujących w domu przy Łanowej zrodziła się chęć, by w swoją wolontariacką aktywność wprowadzić pewien nowy, duchowy element. Szmaciane lalki na ołtarzu Gdy Ania na dobre zaangażowała się w wolontariat przy Łanowej, jej kolega Maciek postanowił przygotować swojego podopiecznego do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej. Pomysł ten bardzo spodobał się dziewczynie, która zapragnęła, by również Wojtek przyjął Jezusa do serca. Okazało się jednak, że Maciek wstępuje do dominikanów i nie będzie w stanie zrealizować swojego pomysłu. (fot. Ania postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i przygotować Wojtka oraz jego kolegów do przyjęcia Eucharystii. Wiedziała, że jeśli ma się to udać, musi nie tylko znaleźć ludzi, którzy będą przez rok towarzyszyć swoim podopiecznym, ale również przygotować cały "program katechetyczny", aby ksiądz się zgodził. Młoda wolontariuszka znowu spotkała się z oporem i próbami powstrzymania jej przed tym, co "nieosiągalne". Mimo to powstała ekipa kilkunastu osób, która na serio zaangażowała się w przygotowanie niepełnosprawnych z Łanowej do przyjęcia sakramentów. "Łanowa" w komplecie (fot. Na pierwszej mszy, gdy kapłan skończył czytać Ewangelię, na ołtarzu pojawiły się "sterowane" przez wolontariuszy szmaciane lalki, które przechadzały się tam i powrotem, wyjaśniając Słowo Boże. Wtedy też pojawiły się charakterystyczne gesty, które do dzisiaj są stałymi elementami mszy ludzi z Łanowej. Ku zdumieniu księdza i wolontariuszy niepełnosprawni zaczęli zaskakiwać. Nagle okazało się, że np. jeden z nich pamięta, o czym było czytanie, podczas gdy wolontariusze nie mieli o tym pojęcia! Przygotowywanie chłopców z Łanowej do przyjęcia pierwszej Komunii było nie tylko towarzyszeniem, ale uczeniem ich, kim jest Bóg. Gdy po dziewięciu miesiącach żmudnej, ale i pełnej radości pracy chłopcy przyjęli do swoich serc Jezusa, okazało się, że Ania i jej znajomi zrobili coś naprawdę wielkiego. Tak zaczęła się historia "Łanowej" - grupy pomagającej osobom niepełnosprawnym. Nieważne czy są na basenie, czy udają strażaków - na "Łanowej" każdy znajduje coś dla siebie (fot. Bliskość z Bogiem i drugim człowiekiem Kuba, który przez dwa lata był "odpowiedzialnym" za grupę, tłumaczy, że najbardziej liczy się w niej bliskość z Bogiem i drugim człowiekiem, nawet jeśli jest to osoba niepełnosprawna intelektualnie. "Jeśli ktoś uważa, że taka relacja jest niemożliwa, to albo nie miał nigdy do czynienia z takimi ludźmi, albo ma złe nastawienie". - To jest inny rodzaj bliskości - mówi. - Owszem, niepełnosprawni mają ograniczenia. Nie ma się co oszukiwać. Pytanie, jak my będziemy je odbierać - jako szansę czy jako przeszkodę. To kwestia nastawienia. Naszym zadaniem jest szukanie czegoś "ponad". Szczęście ma wiele twarzy (fot. Niepełnosprawni żyjący w DPS-ach, także w tym przy Łanowej, to osoby często poranione, które zostały porzucone przez najbliższych albo musiały zostać przez nich oddane w "lepsze ręce". Jeśli ktoś "z zewnątrz" nie przyjdzie do nich i pierwszy nie wyciągnie ręki, zostaną skazani na samotność, a ich życie będzie wegetacją. "Łanowa" powstała właśnie dlatego, by tak się nie stało. Co tydzień pod klasztor dominikanów przyjeżdża bus, który przywozi kilkanaście osób. Na miejscu czekają na nich wolontariusze. Ich postawa to dowód, że poszukiwania tego, co "ponad", są możliwe, mają sens i przynoszą konkretne dobro. W ciągu 25 lat istnienia grupy przewinęły się przez nią dziesiątki osób niepełnosprawnych - głównie chłopców, później również dziewcząt - które dzięki przyjaźni i pomocy innych zrobiły olbrzymie postępy w swoim rozwoju. Obozy budują przyjaźnie (fot. Modlitwa i bycie razem Jak przekroczyć ograniczenia dzielące niepełnosprawnych i wolontariuszy? Okazuje się, że ogromną rolę odgrywa w tym duchowość i wiara. Wystarczy przyjść na poniedziałkową mszę, by przekonać się, jak wielką moc ma modlitwa. Podczas spotkania dokonuje się nieustanna interakcja między podopiecznymi a ich opiekunami. Można powiedzieć, że wolontariusz, który uczestniczy w liturgii, przeżywa ją na dwóch poziomach - osobistym oraz podopiecznego, któremu stara się na różne sposoby pokazać, co w danej chwili się dzieje. To trudna praca, ale przynosi owoce. Jednym z najbardziej zaskakujących momentów w czasie "łanowej mszy" jest przeistoczenie. Często zdarza się, że kiedy kapłan podnosi w górę Ciało i Krew Jezusa, zapada cisza. Poza modlitwą ważne są również inne formy aktywności: poniedziałkowe spotkania po mszy, na których opiekunowie starają się rozwijać manualne zdolności swoich podopiecznych, spacery czy wspólne wyjścia na miasto. Czymś naprawdę wyjątkowym są długo wyczekiwane obozy, o których mówi się prawie bez przerwy. Podopieczni "Łanowej" czekają na nie najbardziej na świecie. Wielu nigdzie by nie wyjeżdżało, gdyby nie grupa. W czasie obozu od rana aż do zaśnięcia wolontariusz - opiekun jest ze swoim podopiecznym. Dostrzega każdą jego potrzebę. Dzieli z nim chwile radości i smutku. W nocy nad podopiecznymi czuwają wyznaczeni opiekunowie. Relacje z obozów owocują prawdziwymi przyjaźniami. Ludzie z Łanowej mówią, że jeśli naprawdę chcesz poznać grupę, koniecznie musisz pojechać na obóz. Bóg zmienia ludzi "Łanowa" jest dowodem, że Pan Bóg działa w Kościele w niespodziewany sposób. Gdy ludziom wydaje się, że gdzieś nie ma już nadziei, nagle okazuje się, że właśnie tam Bóg przygotował coś dobrego, jakiś potencjał, który trzeba tylko odpowiednio wykorzystać. I nawet jeśli dzieje się to wbrew opinii innych, odwaga zostaje prędzej czy później nagrodzona, a zaangażowanie w pomoc innym przynosi owoce. "Łanowa" zmienia nie tylko niepełnosprawnych. Kuba mówi, że gdy przyszedł do grupy, nie wiedział, co ma robić dalej. Szukał odpowiedzi. Grupa pomogła mu odnaleźć więź z Bogiem, poznać przyjaciół i zyskać pewność siebie. Znalazł coś, czego "normalny" świat nie daje. A kim są dziś Wojtki? To adoptowani synowie Ani. Już nie przypominają zamkniętych chłopców sprzed lat. Starszy z nich - ten sam, który kiedyś siedział samotnie w domu przy Łanowej - jest radosny, samodzielny, bije od niego entuzjazm. Opiekuje się również swoim młodszym bratem. Obydwaj doświadczyli miłości bezwarunkowej, bo żyją w kochającej się rodzinie. Ania z mężem i Wojtkami uczestniczy w życiu "Łanowej", podobnie jak dziesiątki wolontariuszy, którzy z radością przychodzą w poniedziałki do dominikanów; tworzą wielką, kochającą się rodzinę. Dwa Wojtki i ich rodzice, czyli cała rodzina w komplecie (fot. archiwum rodzinne Anny Paruch) Jak się zaangażować? Poniżej znajdziesz praktyczne informacje, adresy i linki: Grupa "Łanowa" ul. Stolarska 12 31-043 Kraków e-mail: kontakt@ Strona www i info o różnych możliwościach wsparcia: Fanpage na Facebooku: @lanowa Blog "Dla dwóch takich, co ukradli serce" - na jego łamach Ania dzieli się historią swoją oraz dwóch Wojtków Piotr Kosiarski - redaktor portalu
Naukowcy rozwiązali zagadkę braku skalno-lodowych pierścieni Jowisza. Sprawie przyjrzał się zespół astrofizyków pod kierownictwem profesora Stephena Kane'a z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Wyniki badania mają zostać wkrótce opublikowane w periodyku naukowym "Planetary Science"Od dawna zastanawiało nas, dlaczego Jowisz nie ma niesamowitych pierścieni, które zawstydziłyby te Saturna. Gdyby Jowisz posiadał pierścienie, wydawałyby się nam jeszcze jaśniejsze, ponieważ planeta ta jest bliżej Ziemi niż Saturn – podkreśla profesor odkryli przyczynę braku pierścieni Jowisza. Winne są cztery księżyceOkazuje się, że powód braku ogromnych pierścieni Jowisza jest stosunkowo prosty. Naukowcy przeprowadzili symulację komputerową, która wykazała, że planeta nie posiada ogromnych pierścieni, ponieważ ich formowaniu zapobiegają jej cztery główne księżyce: Ganimedes, Europa, Io oraz że galileuszowe księżyce Jowisza, z których jeden – Ganimedes – jest największym księżycem w naszym Układzie Słonecznym, bardzo szybko zniszczyłyby wszelkie duże pierścienie, które mogłyby się uformować. Wokół masywnych planet często powstają się sporych rozmiarów księżyce, co uniemożliwia im posiadanie ogromnych pierścieni – podkreśla się, że największa planeta Układu Słonecznego posiada mniejsze pierścienie, podobnie jak Neptun i Uran. Są one jednak trudne do zauważenia przy pomocy tradycyjnych teleskopów. Słabo widać je nawet na najnowszych fotografiach wykonanych przez Kosmiczny Teleskop Jamesa mieliśmy potwierdzenia, że faktycznie istnieją, dopóki nie minęła ich sonda kosmiczna Voyager. Wcześniej zakładaliśmy, że tam są, ale nie mogliśmy ich zobaczyć – relacjonuje profesor Kane."Pierścienie są dla nas niczym ślady krwi na miejscu zbrodni"Badacze podkreślają, że pierścienie formujące się wokół planet są bardzo interesującym zjawiskiem z naukowego punktu widzenia. Istnieją przypuszczenia, że pierścienie wokół Urana powstały w wyniku jego zderzenia z innym ciałem nas, astronomów, pierścienie są niczym ślady krwi na miejscu zbrodni. Pierścienie gigantycznych planet stanowią dowód na to, że musiało w tym miejscu dojść wcześniej do jakiejś katastrofy – podsumowuje profesor także: Jasny błysk na Jowiszu. Tajemniczy obiekt uderzył w planetęOceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze przykre, że nie ma tych i widz...3 dni temuOkazuje się, że największa planeta Układu Słonecznego posiada mniejsze pierścienie, podobnie jak Neptun i Uran. Są one jednak trudne do zauważenia przy pomocy tradycyjnych teleskopów. Słabo widać je nawet na najnowszych fotografiach wykonanych przez Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba. ja to przepraszam a teleskop webba został zbudowany i wysłany w przestrzen zeby co ogladał najblizsze otoczenie Ziemi? Ksiezyc czy po to aby zaglądał w kosmos tak daleko w przeszłosc jak tylko pozwoli na to piosenkarka karin park odpisała mi na fb ,że ziemia jest płaska, mam z tego dowód w galerii dowodów na deviantart Jon Hukh oraz na fbCzy Amerykany byli na Ksiezycu?Polacy ukradli 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣,,Naukowcy,,, ,,specjaliści,,,autorytety,,...kolejne spekulacje ujęte w ,,mądre,,słowa. Przyjdą następni, ustalą co innego. Tak na prawdę tylko Sokrates i blondynki mają rację: ,,wiem, że nic nie wiem,,...Ja się zastanawiam, jak Ziemia może być płaska, skoro jest pusta w środku? A może jest i płaska i pusta jednocześnie? No bo przecież jest całkowicie niemożliwe, żeby była kulą - no bo tak się nie godzi ;-)Na której planecie czy pierścieniu czeka nas życie wieczne?Pierścienie mogło ukraść dwóch takich, co ukradli nosi pierścienie a on jest katastrofa. Naukowiec ma rację Obcych na Ziemi nie ma,ale wiem ze po mnie wroca"Wokół masywnych planet formują się sporych rozmiarów księżyce, co uniemożliwia im posiadanie sporych pierścieni". Czyli wokół Saturna, drugiego pod względem masy, nie formują się spore księżyce, albo Saturn nie ma sporych pierścieni, albo Saturn nie jest masywną planetą. Każda opcja przeczy tej tezie. Ziemia jest płaska i Jowisz nie istnieje. To wszystko to opowieści szatana
dla dwóch takich co ukradli serce